Sonda BepiColombo ma problem. Trochę się spóźni do Merkurego
Wyleciała z Ziemi już sześć lat temu, a teraz wszystko wskazuje na to, że się trochę spóźni...
O starcie sondy kosmicznej BepiColombo w 2018 roku już niemal wszyscy zapomnieli. Przypomina ona o sobie jedynie wtedy, gdy po raz kolejny podlatuje do tej czy innej planety Układu Słonecznego, aby wytracić nieco prędkości, zanim ostatecznie po długiej, 7-letniej tułaczce dotrze w okolice Merkurego z na tyle małą prędkością, aby grawitacja najmniejszej planety Układu Słonecznego, wspomagana silnikami znajdującymi się na pokładzie sondy była w stanie przechwycić ją i umieścić na orbicie.
Jak informują naukowcy z Europejskiej Agencji Kosmicznej, od kwietnia 2024 r. wiadomo, że sonda BepiColombo ma problemy z niektórymi silnikami. Okazało się to podczas poprzedniego przelotu w pobliżu Merkurego. Aby upewnić się, że misja nie jest zagrożona, naukowcy postanowili wydłużyć czas dolotu do Merkurego o 11 miesięcy tak, aby Bepi doleciał do planety z mniejszą prędkością i mniej polegał na swoich silnikach w momencie wchodzenia na orbitę. W tym celu już za kilka dni, podczas przelotu w pobliżu Merkurego sonda zbliży się do planety na odległość 165 a nie jak pierwotnie planowano 200 km. Pozornie to niewielka różnica, ale konsekwencje będzie miała poważne. Oznacza to bowiem, że sonda dotrze do celu swojej misji nie w grudniu 2025 roku, a dopiero w listopadzie 2026 roku.
Jednak lepiej późno niż wcale. Nie ma sensu podejmować tutaj przesadnego ryzyka. Trzeba bowiem pamiętać, że wysłanie sondy kosmicznej do wnętrza Układu Słonecznego — choć w kilometrach jest to stosunkowo blisko — jest trudniejsze i kosztowniejsze energetycznie od wysłania sondy na obrzeża Układu Słonecznego. Gdyby z jakiegoś powodu sonda BepiColombo przepadła, na kolejny aparat na orbicie wokół Merkurego czekalibyśmy zapewne kolejne dwie dekady.
Koniec epopei pt. „Zmagania Starlinera z rzeczywistością”
Po latach opóźnień i wielokrotnych przekroczeniach budżetu, na początku czerwca 2024 r. w przestrzeń kosmiczną w końcu poleciał wyprodukowany przez Boeinga statek kosmiczny CST-100 Starliner z załogą na pokładzie.
Nie był to jednak łagodny lot. Zanim statek dotarł do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, po raz kolejny pojawiły się wycieki helu i problemy z silnikami manewrowymi. Wiadomo było, że zanim statek wróci na Ziemię, NASA będzie musiała się upewnić, że statek jest w stanie zrealizować tę misję w sposób bezpieczny dla załogi.
Pierwotnie planowany na 10 dni pobyt dwójki astronautów na pokładzie stacji kosmicznej wydłużył się do ponad dwóch miesięcy. Inżynierowie Boeinga i NASA intensywnie pracowali nad testami Starlinera, aby w końcu zdecydować, że wsadzenie astronautów na pokład statku wracającego na Ziemię obarczone jest zbyt dużym ryzykiem. Mimo protestów ze strony Boeinga (podobno spotkanie zakończyło się krzykami), NASA postanowiła zostawić astronautów na pokładzie stacji kosmicznej, a Starlinera zrzucić w atmosferę na pusto i zobaczyć, jak sobie poradzi.
Członkowie załogi statku będą musieli poczekać jeszcze do lutego 2025 r. na powrót na Ziemię na pokładzie statku Crew Dragon wyprodukowanego przez SpaceX. To się nazywa nieoczekiwane wydłużenie pobytu w przestrzeni kosmicznej. Warto tutaj zwrócić uwagę na fakt, iż oboje członków załogi Starlinera w ten sposób dołączy do naprawdę elitarnego grona astronautów, którzy polecieli w kosmos czterema różnymi statkami. Oboje bowiem mają już na koncie lot Sojuzem, promem kosmicznym i Starlinerem. Teraz do tej listy dołączy Crew Dragon.
Wspinaczka marsjańska łazika Perseverance
Przez ostatnie dwa lata łazik marsjański Perseverance przemierzał dno krateru Jezero, poszukując na nim śladów dawnego lub obecnego życia marsjańskiego. W trakcie swojej podróży zbadał on mnóstwo mniejszych i większych skał, co ciekawsze pakując w specjalne tytanowe fiolki, które miałyby za kilka lat wystartować w podróż na Ziemię na pokładzie misji Mars Sample Return.
Sytuacja na Ziemi jest jednak nieciekawa, NASA boryka się z ograniczeniami budżetu i nie wiadomo, czy misja MSR w ogóle w kierunku Marsa po próbki kiedyś wystartuje. Nie zmienia to jednak faktu, że łazik na Marsie nie próżnuje. Jak się bowiem dowiadujemy, Perseverance zbiera się właśnie do pierwszej w swoim życiu wspinaczki. Inżynierowie odpowiadający za jego misję informują, iż łazik będzie chciał się wdrapać na krawędź krateru, a więc ma do pokonania w pionie ponad 300 metrów. Tego na Marsie jeszcze nikt nie robił.
A tymczasem…
Zostało już mniej niż pół roku do 10. rocznicy istnienia Pulsu Kosmosu. W ostatnich latach nie byłem w stanie zdecydować, czy serwis warto rozwijać, czy jednak prowadzić go na pełnych obrotach. Za każdym razem jednak kiedy odpuszczałem, po chwili zaczynało mi brakować pisania o tym co ciekawe, nawet jeżeli nie było to szczególnie “klikogenne”. Dlatego ostatnio postanowiłem uporządkować swój tryb pracy i znaleźć czas na dodatkową pracę.
Plan jest taki, aby Puls Kosmosu wziął głęboki oddech i jeszcze raz spróbował stać się głównym źródłem aktualności okołokosmicznych w polskim Internecie. Wymaga to ogromu pracy i planowania (na szczęście jesień idzie, coraz dłuższe noce, coraz krótszy dzień, a więc i więcej czasu na pisanie). Plan jest taki, aby przez cały dzień, od poniedziałku do piątku pojawiały się na Pulsie aktualności kosmiczne, średnio 8-10 razy dziennie, jak na prawdziwym portalu. Do tego raz w tygodniu, w środę newsletter, bo to strasznie fajna forma i nieco bardziej bezpośrednia niż suche aktualności. W końcu ukoronowaniem planu ma być powrót podcastu, zarówno solo, jak i z gośćmi. Pierwszy odcinek już w najbliższy weekend.
Aby jednak ten cały plan wypalił, potrzebuję Waszego wsparcia. Dlatego też za namową części z Was założyłem profil na Patronite. Jeżeli masz ochotę dołączyć do grupy Patronów Pulsu Kosmosu i wspierać powstawanie portalu z aktualnościami astronomicznymi, nie czekaj i »KLIKNIJ TUTAJ«. W ten sposób staniesz się częścią tego portalu i będziesz miał/a realny wpływ na to, co się na nim ukazuje.
Pozdrawiam i do usłyszenia za tydzień,
Radek