Brzmi bez sensu, prawda? Ale tak może być. Jeżeli faktycznie człowiek myśli o powrocie na Księżyc, o budowaniu tam pierwszej załogowej bazy poza Ziemią, to siłą rzeczy musi myśleć o budowie tam pomieszczeń mieszkalnych, laboratoriów, stacji badawczych, portów kosmicznych i dróg łączących te wszystkie miejsca. Wszak jakby nie patrzeć, nie da się cały czas chodzić, jeździć i lądować w miękkim, grząskim regolicie, który jak zły będzie się przyczepiał do każdej powierzchni i wciskał w każdą szczelinę skafandra kosmicznego czy mechanizmów instrumentów badawczych.
Problem w tym, że na Księżyc materiałów budowlanych nie zabierzemy, bo lekkie nie są, a wyniesienie każdego kilograma ładunku z Ziemi to wciąż droga impreza. Na szczęście, od czego jest pomysłowość naukowców. Otóż badacze z Uniwersytetu Florydy Środkowej wpadli na bardzo ciekawy pomysł. Według nich wystarczy wykorzystać mikrofale do topienia regolitu księżycowego i tworzenia z niego odpowiednich konstrukcji. W artykule opublikowanym w najnowszym wydaniu periodyku New Space badacze przekonują, że księżycowe łaziki mogłyby gromadzić regolit księżycowy, następnie sortować go za pomocą pola magnetycznego tak, aby na powierzchni zostały te najbardziej magnetyczne.
Tak przygotowany surowiec miałby być następnie topiony za pomocą mikrofal. Z tak przygotowanego surowca można by było tworzyć chociażby lądowiska dla rakiet i statków przylatujących z orbity okołoksiężycowej lub bezpośrednio z Ziemi. Badacze przekonują, że cały proces jest stosunkowo energooszczędny i już same panele słoneczne wystarczyłyby do realizacji tego typu projektów budowlanych. A kto z nas nie chciałby zobaczyć rzeczywistej bazy księżycowej, która nie byłaby - jak dotąd - jedynie ładną wizualizacją.
Satelita Lunar Pathfinder nabiera kształtów
NASA właśnie dostarczyła pierwsze komponenty do budowanego przez Europejską Agencję Kosmiczną satelity Lunar Pathfinder.
Zadaniem satelity, który trafi na orbitę wokół Księżyca będzie przede wszystkim zapewnienie komunikacji satelitarnej dla misji realizowanych na powierzchni Księżyca. Na zdjęciu poniżej retroreflektor, który trafi na pokład sondy.
Zasadźmy lasy w szczelnych bąblach na Marsie
Powyższy nagłówek odnosi się do kolejnego szalonego pomysłu na terraformowanie Marsa. Jego autor przekonuje, że powinniśmy tworzyć swego rodzaju szklarnie, oazy na powierzchni Marsa, w których będziemy mogli sadzić całe lasy. Owe lasy - a jakże! - miałyby być naszą polisą ubezpieczeniową na wypadek całkowitego upadku życia na Ziemi. No i dobra, pomysł szalony i oryginalny, ale przyznam szczerze, że jak czytam takie bzdury to już mi ręce opadają.
Jasne, wszystkie fajne wizualizacje całych miast zakładanych na powierzchni Marsa wyglądają fascynująco i futurystycznie i wzbudzają bardzo naturalną ekscytację przyszłością podróży kosmicznych. Nie zmienia to jednak faktu, że wszystkie te pomysły oparte są o kilka bzdurnych założeń.
Po pierwsze, niezależnie od tego, w jaki sposób ludzkość lub dowolny czynnik zewnętrzny (potężna planetoida) zniszczą Ziemię, będzie ona wciąż znacznie lepszym miejscem do życia dla ludzi, niż nawet przez tysiące lat terraformowany Mars. Spójrzmy na obecną sytuację na powierzchni naszej planety. Jednym z największych problemów jest globalne ocieplenie. Pomimo kilku dekad prac, deklaracji i miliardów dolarów wydanych na walkę z tym zjawiskiem, nie udaje nam się zrobić zasadniczo nic. Nie jesteśmy w stanie powstrzymać wzrostu temperatur o kilka stopni. I to nawet wtedy, kiedy jesteśmy w niezwykle komfortowej sytuacji, tj. jesteśmy u siebie, powietrze na powierzchni planety jest idealne do oddychania, mamy odpowiedni do życia zakres temperatur, odpowiednie ciśnienie atmosferyczne, mnóstwo wody na powierzchni, przyciąganie grawitacyjne 1g, czyli takie, do jakiego przystosowane są nasze organizmy, a naszą planetę przed szkodliwym promieniowaniem kosmicznym chroni pole magnetyczne.
Co mamy tymczasem na Marsie? Temperatury od -100 do -20 stopni Celsjusza, ciśnienie rzędu 7 hPa, czyli ponad 100 razy niższe niż na Ziemi, brak wody w stanie ciekłym, niższa grawitacja (pomyśl o wpływie na kości, na mięśnie i na rozwój płodu w takich warunkach). Aha, powierzchnia planety skąpana jest w strumieniu wiatru słonecznego, przed którym nie chroni jej ani pole magnetyczne, ani gęsta atmosfera. Cokolwiek byśmy nie zrobili, teraz, za 20, czy za 100 lat, Mars nie będzie nigdy tak nadawał się do życia, jak Ziemia za 100 lat, kiedy zniszczymy ją jeszcze bardziej niż teraz.
Jeżeli nie będziemy w stanie naprawić niemalże idealnej dla nas Ziemi, to tym bardziej nie będziemy w stanie zamienić w przyjazną do życia planety tak nieprzyjaznej, jak Mars. Tymczasem wszędzie dominuje przekonanie, że ziemię już tak zniszczyliśmy, że łatwiej zacząć od nowa na Marsie. To zupełnie tak, jak gdybyśmy nie umieli zmienić koła w samochodzie i postanowili po prostu od podstaw zbudować nowy samochód. Genialne!
Jak już marudzę, to… bardzo mi się podoba hasło przewodnie NASA: na Księżyc, na Marsa i dalej… Pytanie o to, gdzie dalej w Układzie Słonecznym może polecieć człowiek zostawiam otwarte. Ja nie mam pomysłu. No, chyba że mówimy o fantastyce naukowej, to wtedy hej, Ceres, Europa, Enceladus, Ganimedes, Kallisto i jeszcze wiele miejsc przychodzi mi do głowy. Ale czy NASA zajmuje się/powinna zajmować się fantastyką?
Wracając na Ziemię i do przyjemniejszych (i realniejszych) pomysłów…
Największy teleskop z ciekłym zwierciadłem
Mowa tutaj oczywiście o International Liquid Mirror Telescope (ILMT) zbudowanym w Himalajach. Instrument ten po długich, trwających ponad dekadę przygotowaniach w końcu rozpoczął pierwsze obserwacje astronomiczne. To niezwykle fascynujący projekt, zważając na to, że w przyszłości jego znacznie większa wersja może stanąć na powierzchni Księżyca.
Jak na razie jednak mamy do czynienia z teleskopem, którego centralnym elementem jest rotująca niecka o średnicy 4 metrów. Znajdująca się w niej ciecz (ciekła rtęć) wskutek siły odśrodkowej tworzy wklęsłą pozbawioną nierówności powierzchnię odbijającą światło pochodzące z przestrzeni kosmicznej.
Jak zauważają naukowcy odpowiedzialni za budowę teleskopu, ciekłe zwierciadła mają (jak wszystko) swoje wady i zalety. Z jednej strony duży teleskop tego typu jest znacznie tańszy w realizacji od porównywalnego instrumentu ze szklanym zwierciadłem. Z drugiej, taki teleskop może obserwować jedynie niebo w zenicie, bowiem gdybyśmy pochylili ciekłe zwierciadło, to mielibyśmy zamiast teleskopu tylko pustą nieckę i problem z rtęcią wsiąkającą do gleby. Coś za coś. Aha, no i jakby nie patrzeć, nie ma osoby, która rozTrzaskałaby takie zwierciadło, nawet gdyby chciała. ❤️ Sama korzyść.
Tym zatem optymistycznym akcentem (każdy nowy teleskop to dobra wiadomość) zakończę dzisiejszy wpis.
Miłego dnia!
Radek
Czytaj więcej:
Mikrofalówka
Teoretyków i badań laboratoryjnych mamy na pęczki, problem się zaczyna, kiedy trzeba daną technologię wdrożyć, zwłaszcza w wersji produkcyjnej... Kto na to kasę wyłoży?
Lunar Pathfinder
Retroreflektor jak to naukowo brzmi, a potocznie światło odblaskowe, faktem jest, że za czasów szkolnych przy tornistrze miałem dużo mniejsze, ale kształt jest podobny... i czar prysł.
Lasy na Marsie
W zasadzie ta sama sprawa co "mikrofalówka" jednakże nie zgadzam się co do niechęci do kolonizacji jako takiej.
Zanieczyszczenie środowiska to tylko jeden z powodów, drugim jest przeludnienie, już nas jest 8 miliardów.
Problem z samym zanieczyszczeniem jest taki, że wszyscy dookoła (instytucje i firmy) chcą ratować świat kosztem "Kowalskiego". Handel emisją CO2, elektrownie, huty i inne przedsiębiorstwa wrzucają to w koszty, paliwo - akcyza... na końcu i tak to właśnie "Kowalski" dostanie po kieszeni. To dlatego tak opornie to idzie, nikt nie odważy się na radykalne kroki z obawy przed społecznym niezadowoleniem.
Terraformacja, a to już inna bajka - jak kogoś stać, niech wywala miliardy, może mu się poszczęści.
Jest jeszcze wspomniana kwestia przeludnienia... Jeśli Putin atomówki nie spuści, to nic go nie powstrzyma. Więc choćby dlatego kolonizacja stale się potrzebą i to w ujęciu krótkoterminowym. W dalszej perspektywie jest dojście do głosu ewolucji, może się okazać, że wtedy już odrębne gatunki "Marsjan", "Księżycan", czy "Orbitian" lepiej nadają się do podboju kosmosu niż Ziemianie. Atrofia układu kostnego i mięśni nawet dziś nie stanowiłaby problemu - egzoszkielety już realnie istnieją.
Hasło NASA pominę milczeniem. Agencje kosmiczne stają się przeżytkiem, prawda jest taka, że już od dobrych dwóch, trzech dekad postęp w astronautyce napędzają "prywatne" firmy... telekomunikacja, prognozowanie pogody itp itd. Jeżeli człowiek zdecyduje się wyruszyć poza Ziemię, to nie dla górnolotnych sloganów i romantyzmu... wyślą go tam konkretne firmy, które stwierdzą, że im się to opłaci... być może dla pozyskania surowców, a może z innej przyczyny.
ILMT
Za wadę uznałbym samą rtęć - jest toksyczna. Czy oni nie używają Galistanu? Obserwacja jest natomiast możliwa nie tylko w zenicie, doskonałym przykładem jak sobie radzić z nieruchomym zwierciadłem był radioteleskop w Arecibo. Dodatkowo zamiast zdawać się na grawitację można wykorzystać pole magnetyczne i zawiesinę nanocząstek żelaza i srebra w glikolu etylenowym (podobno tak planują przebudować LZT).
"Spójrzmy na obecną sytuację na powierzchni naszej planety. Jednym z największych problemów jest globalne ocieplenie"
...dodać do tego kilku szaleńców, którzy cyklicznie pojawiają się na tym kosmicznym pikselu i komplikuje się jeszcze bardziej. To tam widzę większe zagrożenie dla przetrwania cywilizacji ;) Czy Drake nie traktował samounicestwienia jako największego zagrożenia? (już nie pamiętam)
"Cokolwiek byśmy nie zrobili, teraz, za 20, czy za 100 lat, Mars nie będzie nigdy tak nadawał się do życia, jak Ziemia za 100 lat, kiedy zniszczymy ją jeszcze bardziej niż teraz".
A gdyby pomyśleć jeszcze bardziej szeroko, w skali kosmicznej, czyli nie 20, nie 100 lat, ale 2000 lat (a może 200 000) i więcej? :) W mojej ocenie kiedyś któreś pokolenie i tak będzie musiało zrobić ten pierwszy krok, jakkolwiek futurystycznie to dziś brzmi.