Zgodnie z planem, w poniedziałek statek Orion przeleciał w odległości 130 km od powierzchni Księżyca. Centrum kontroli misji w tym momencie było stosunkowo wyluzowane, bowiem i tak nie miało możliwości kontrolowania całego manewru. Z perspektywy Ziemi statek znajdował się wtedy za Księżycem i nie było z nim łączności.
Dopiero kilkanaście minut później Orion wyleciał zza Księżyca i przekazał na Ziemię informację o udanym manewrze. Jak wtedy wyglądali kontrolerzy misji? Czy skakali pod sufit jak na amerykańskim filmie? Sami zobaczcie.
Szału zatem nie było. Nie zmienia to jednak faktu, że to jeden z kluczowych elementów 26-dniowej misji, której koszt aktualnie szacuje się na 4,1 mld dol. Tuż przed tym, jak Orion schował się za Księżyc, udało mu się wykonać zdjęcie, na którym widać fragment samego statku, fragment tarczy Księżyca… i Ziemię widzianą z odległości ponad 350 000 km. Dawno ludzkość czegoś takiego nie fotografowała z pokładu statku załogowego. Swoją drogą, na tej niebieskiej kulce według statystyk aktualnie znajduje się osiem miliardów ludzi. A nie wygląda, prawda?
Godzinę po tym, jak Orion wyłonił się zza Księżyca, udało mu się przelecieć nad miejscem lądowania astronautów z misji Apollo 11 (20 lipca 1969 r.).
Dzięki odpaleniu silników w trakcie przelotu nad Księżycem statek Orion już za kilka dni (26 listopada) pobije absolutny rekord ustanowiony w 1970 r. przez astronautów ze słynnej misji Apollo 13. Załoga dowodzona przez Jamesa Lowella oddaliła się podczas swojego lotu na odległość niemal 400 000 km od Ziemi. Statek Orion już wkrótce wyleci na odległość 433 000 km. Tak daleko nie był jeszcze żaden statek załogowy.
Ciekawostka: nie wiem, czy o tym słyszeliście, ale silnik, który dzisiaj przyspieszył Oriona to prawdziwy weteran kosmiczny. Zrealizował on bowiem już 19 misji wahadłowca kosmicznego w latach 1984-2002. Tak, tak, Orion to taki samochód z Otomoto - prawie nówka, nieśmigany, naprawiany u Cytryna & Gumiaka.
Rakieta SLS wyniosła w kosmos nie tylko Oriona
Między statkiem Orion, a głównym członem rakiety znalazło się podczas startu miejsce dla dziesięciu cubesatów, niewielkich satelitów wielkości pudełka na buty. Owe pudełka także wybrały się w podróż na Księżyc, choć jakoś się o nich nie mówi. Inna kwestia, że jak na razie nie wszystkie potwierdziły udaną separację i uruchomienie wszystkich systemów. Problemy mogą wiązać się z tym, że wszystkie cubesaty zostały zapakowane na pokład SLSa z naładowanymi akumulatorami. Problem w tym, że nie wyciągano ich od czasu pierwszej próby startu rakiety w sierpniu. Część z nich w międzyczasie udało się jeszcze naładować, jednak nie do wszystkich satelitów inżynierowie mieli dostęp. Możliwe zatem, że ich akumulatory wyładowały się jeszcze przed startem, ze względu na wyczerpanie zapasów energii w akumulatorze.
Szczególne kciuki trzymam za milczącego jak dotąd cubesata NEA Scout, który po starcie miał rozłożyć żagiel słoneczny o powierzchni ponad 80 m kw. i pożeglować sobie najpierw w stronę Księżyca, a następnie w kierunku jednej z planetoid bliskich Ziemi. Na pokładzie sondy znajduje się kamera, która miała wykonać zdjęcia powierzchni owej planetoidy. Jak na razie jednak cisza.
Kamienie spadają z nieba
Wróćmy jednak na chwilę na Ziemię. W sobotę 19 listopada nad jeziorem Ontario w Kanadzie astronom David Rankin pracujący w Obserwatorium Mt Lemmon w Arizonie dostrzegł w otoczeniu Ziemi niewielki meteoroid o średnicy zaledwie jednego metra. Dokładna analiza trajektorii lotu tego niewielkiego ciała niebieskie pozwoliła stwierdzić, że obiekt pochodzący najprawdopodobniej z Pasa Planetoid znajduje się na kursie kolizyjnym z Ziemią. Tak naprawdę ledwo udało się go skatalogować jako C8FF042, gdy obiekt wszedł w atmosferę Ziemi nad Kanadą i spłonął w atmosferze trzy godziny po odkryciu.
Jak podkreślają naukowcy, to dopiero szósty obiekt kosmiczny tego typu odkryty jeszcze w przestrzeni kosmicznej przed wejściem w atmosferę Ziemi.
Co ten Mars wyprawia?
Najnowsze badania zdają się potwierdzać to, co już kilka lat temu niejasno sugerowali astronomowie. Większy (choć wciąż mały) z dwóch księżyców Marsa - Fobos - stopniowo (1,8 m/100 lat) zbliża się do powierzchni swojej planety macierzystej i coraz bardziej odczuwa jej działania grawitacyjne.
Widoczne na zdjęciu równoległe pasy to najprawdopodobniej oznaki rozpadania się księżyca. To z kolei oznacza, że za jakiś czas, nieprędko (jak to zwykle bywa w kosmosie) 27-kilometrowy księżyc krążący na wysokości zaledwie 6000 km nad Marsem ulegnie zniszczeniu. Tworząca go materia może zatem utworzyć niewielki pierścień wokół czwartej planety od Słońca.
Warto jednak zauważyć, że zanim do tego dojdzie, już w 2024 roku japońska agencja kosmiczna JAXA wyśle w kierunku Fobosa sondę Martian Moons eXploration (MMX), która według planów wyląduje zarówno na Fobosie, jak i na Deimosie, a następnie w 2029 r. przywiezie próbki ich materii na Ziemię.
Z kart historii
Przeglądając gdzieś swoje archiwa z ostatnich lat natrafiłem na niezwykle urokliwe zdjęcia, które kiedyś wstawiłem na Facebooka. Postanowiłem zakończyć nimi dzisiejszy newsletter. Na zdjęciach poniżej widać zaskakująco piaszczyste otoczenie łazika Curiosity 6 lutego 2017 roku.
Pytanie do śniadania
Jaką książkę o astronomii/nauce czytacie aktualnie/czytaliście ostatnio? Podzielcie się swoimi propozycjami w komentarzach do tego postu.
Ja aktualnie przemierzam przez życie Oppenheimera spisane na przestrzeni ponad dwóch dekad w pracy “Triumf i tragedia ojca bomby atomowej”. Jeszcze mi trochę do końca pozostało, ale już teraz mogę Wam powiedzieć, że jest to jedna z lepiej napisanych książek spośród tych, z którymi ostatnio miałem do czynienia. Jak tylko skończę, to podzielę się tutaj wrażeniami, ale już teraz mogę polecić z czystym sumieniem.
Do usłyszenia jutro!
Radek
No... przypominają się stare dobre czasy grup dyskusyjnych... wiem, to jednak nie to samo, ale z pewnością dużo lepsze niż portale społecznościowe.
Co do centrum kontroli i Oriona - Mimo wszystko manewr odpalenia silnika i zmiany trajektorii, to stosunkowo prosta rzecz, wykonywana codziennie na setkach satelitów, więc bez napinki. Z pewnością będą skakać i piątki przybijać, jak Orion potwierdzi udane wodowanie, rzadko kiedy statek kosmiczny wchodzi w atmosferę Ziemi z taką prędkością.
Co do książek o tematyce astronomicznej (uważam, że to zbyt wąskie określenie), to aktualnie czytam dwie: "Pozaziemskie oceany" oraz "Kwantowy kosmos". Dla przeciwwagi "studiuję" Pythona i robię kolejne (10?) podejście do "Głosu pana" (niby lubię Lema, ale przez tę pozycję nigdy nie przebrnąłem).
Podoba mi się taki newsletter :)
Niestety nie potrafię powiedzieć, jaką książkę astronomiczną czytałam ostatnio, bo zaabsorbowały mnie mocno książki o tematyce arktycznej/polarnej. Ale ze względu na klimat można to prawie podciągnąć pod 'eksplorację Marsa' ;D
Co do książek astronomicznych, mam ich jeszcze kilka na półce wstydu, ale coraz częściej są dla mnie za bardzo pisane pod masowego czytelnika i niewiele nowej wiedzy przyswajam. Może dlatego potrzebowałam małej przerwy.
Pozdrówka!
m.