Pierwsze misje w kierunku Księżyca wystartowały
W kierunku Ziemi natomiast zmierza pewna planetoida i w związku z tym dokładnie nic nie powinniśmy robić
Styczeń to miesiąc, w którym część z nas wyczekuje już powoli wiosny. Jakby nie patrzeć święta już za nami, Nowy Rok za nami, choinki zniknęły już z salonów większości mieszkań. Problem jednak w tym, że w ostatnich latach to dopiero w styczniu przychodzi prawdziwa zima, więc narzekanie na pogodę jeszcze przez kilka tygodni mamy gwarantowane.
Nie powinniśmy jednak przesadzać z tym narzekaniem, bowiem pogoda na Ziemi jest idealna dla nas przez 365,25 dni w roku. Wystarczy tylko ją porównać do pogody na innych planetach. Doskonałym przykładem może tu być pogoda na powierzchni planety WASP-127b. Naukowcom korzystającym z Bardzo Dużego Teleskopu (VLT) w Chile udało się bowiem zmierzyć prędkość wiejących tam wiatrów. Okazuje się, że w górnych warstwach atmosfery w okolicach równika wiatry wieją z prędkością rzędu 33 000 km/h.
Opisywana planeta znajdująca się 500 lat świetlnych od nas jest tak naprawdę gazowym olbrzymem większym od Jowisza, ale znacznie od niego lżejszym. Oznacza to, że mamy tutaj do czynienia z bardzo “rozdętą” planetą.
Naukowcy przyznają, że jak dotąd takiego czegoś nie obserwowali na żadnej innej planecie. Wiatry wiejące z prędkością 9 km/s wieją sześciokrotnie szybciej od tempa rotacji planety. Warto tutaj zwrócić uwagę na fakt, że najsilniejsze wiatry w Układzie Słonecznym wieją na Neptunie, ale nawet i tam prędkości nie przekraczają 0,5 km/s.
Źródło: A&A
Blue Ghost przygotowuje się do transferu na Księżyc
Na początku stycznia rozpoczęły się dwie niezależne misje księżycowe. Na szczycie rakiety Falcon 9 w przestrzeń kosmiczną wyniesione zostały lądowniki księżycowe: amerykański Blue Ghost oraz japoński Resilience.
Po tygodniu od startu Blue Ghost zgodnie z planem wciąż znajduje się na orbicie wokół Ziemi, gdzie przygotowuje się do kluczowego odpalenia silnika, które umieści go na trajektorii transferowej w kierunku Księżyca. Sam lot z orbity Ziemi na orbitę wokół Księżyca potrwa około 4 dni. Po dotarciu do celu Blue Ghost spędzi dwa tygodnie na orbicie przygotowując się do lądowania. Jeżeli lądowanie się powiedzie, misja niebieskiego ducha potrwa około 14 dni ziemskich, czyli cały jeden dzień księżycowy. Pozostaje zatem trzymać kciuki za to, aby sonda się o ten Księżyc nie rozTrzaskała.
Nie zmienia to faktu, że już na orbicie wokół Ziemi Blue Ghost nie próżnuje i testuje swoje instrumenty. Kilka dni temu na Ziemię dotarło fenomenalne zdjęcie Ziemi wykonane przez lądownik. Nawet tutaj widać, że Ziemia jest z definicji przyjazna dla życia, prawda?
Człowiek chce eksplorować przestrzeń kosmiczną, ale się do tego nie nadaje
To nie jest tak, że Ziemia jest jakimś idealnym miejscem dla życia. Po prostu życie, które tu istnieje powstało, a następnie dopasowywało się do przetrwania w tych warunkach, które panują na powierzchni tej planety. I tak naprawdę nie ma w przestrzeni kosmicznej lepszego miejsca dla życia ziemskiego niż Ziemia.
W najnowszym wydaniu IEEE Open Journal of Engineering in Medicine and Biology (to się nazywa tytuł periodyku!) opublikowano właśnie wyniki badań nad wpływem warunków mikrograwitacji na wzrok astronautów przebywających dłuższy czas w przestrzeni kosmicznej. Wyniki te wcale nie są optymistyczne. Naukowcom udało się bowiem ustalić, że aż 70 proc. astronautów przebywających na pokładzie stacji kosmicznej od 6 do 12 miesięcy doświadcza zmian spowodowanych przez zespół SANS. Wiąże się to z pogorszeniem ostrości wzroku, problemami z koncentracją i rozbłyskami pod zamkniętymi powiekami. Naukowcom analizującym dane dotyczących 13 astronautów udało się zarejestrować 33 proc. spadek sztywności gałki ocznej oraz 11 proc. spadek ciśnienia wewnętrz oka.
Jakby nie patrzeć, brak przyciągania grawitacyjnego wpływa istotnie na rozkład krwi w organizmie astronauty, powodując większy przepływ krwi do głowy.
Warto tutaj jednak podkreślić, że w przypadku astronautów przebywających do 12 miesięcy na pokładzie stacji kosmicznej, objawy te ustępują po powrocie na Ziemię. Otwartym jednak pozostaje pytanie o skutki takich zmian podczas znacznie dłuższych misji np. na Marsa. Dłuższe przebywanie w warunkach mikrograwitacji oraz niższej od ziemskiej grawitacji na Marsie może doprowadzić do trwałych zmian, na które jak na razie nie ma żadnych środków zaradczych.
Źródło: IEEE
Skąd na Tytanie taka atmosfera? Po 80 latach naukowcy mają pomysł
Tytan, największy księżyc Saturna to absolutnie wyjątkowe miejsce w Układzie Słonecznym. Jest to jedyny księżyc w naszym układzie planetarnym, który posiada własną atmosferę i na dodatek jest to jedyny obiekt poza Ziemią, na którego powierzchni są jeziora i rzeki (aczkolwiek składające się nie z wody, a z ciekłych węglowodorów, ale to szczegół).
Problem jednak w tym, że naukowcy od dawna starają się ustalić, skąd Tytan, obiekt o średnicy zaledwie 40 proc. średnicy Ziemi ma atmosferę o gęstości o 50 proc. wyższej od gęstości atmosfery ziemskiej. Powietrze jest tam tak gęste, że chodzenie po powierzchni Tytana przypominałoby poruszanie się pod powierzchnią wody podczas nurkowania.
Atmosfera Tytana składa się w 95 proc. z azotu i w 5 proc. z metanu. Najnowsze eksperymenty przeprowadzone przez naukowców z Carnegie Institution for Science wskazują, że to właśnie metan jest tutaj kluczowym czynnikiem.
Z jednej strony metan wchodzi w reakcje z promieniowaniem słonecznym i powinien zniknąć z powierzchni Tytana w ciągu zaledwie 30 milionów lat. Reszta atmosfery w takim przypadku zamarzłaby na powierzchni tego księżyca. Skoro jednak tak się nie dzieje, to mamy dwie opcje: albo jakieś procesy chemiczne stale uzupełniają metan w atmosferze, albo jest to bardzo młoda atmosfera.
Badacze przekonują, ze złożona materia organiczna jest podgrzewana w skalistym wnętrzu Tytana i uwalnia azot oraz gazy takie jak metan, które następnie wydostają się powoli na powierzchnię Tytana, uzupełniając na bieżąco atmosferę. Potwierdzają to chociażby eksperymenty w których naukowcy podgrzali materię organiczną do 500 stopni Celsjusza przy ciśnieniu rzędu 10 kbar symulując w ten sposób wnętrze Tytana. W warunkach takich materia uwalniała wystarczające ilości dwutlenku węgla i metanu.
Więcej o atmosferze tego globu dowiemy się na początku lat trzydziestych, gdy na miejsce dotrze dron Dragonfly, który przez niemal dwa lata będzie zwiedzał powierzchnię planety, latając w tejże gęstej atmosferze.
Źródło: Geochemica et Cosmochimica Acta
Zaskakujące dane z planetoidy Bennu
24 września 2023 roku na poligonie wojskowym w Utah w Stanach Zjednoczonych wylądował wyjątkowy ładunek. Niepozorna kapsuła, która jeszcze chwilę wcześniej była w przestrzeni kosmicznej zawierała na swoim pokładzie 122 gramy pyłu i skał z powierzchni planetoidy Bennu, niewielkiego obiektu o średnicy 500 metrów w odległej przestrzeni kosmicznej.
Od tego czasu naukowcy z ponad 40 instytucji naukowych na całym świecie badają te próbki na każdy możliwy sposób. Wśród nich znajduje się zespół naukowców z Uniwersytetu Goethego we Frankfurcie, którzy do zbadania dostali ledwo widoczne ziarna pyłu z planetoidy. Owe ziarna badacze analizowali uważnie za pomocą trnasmisyjnego teleskopu elektronowego.
Efekt? Naukowcom udało się odtworzyć procesy, które zachodziły ponad 4 miliardy lat temu na protoplanecie, z której powstała później planetoida Bennu. To właśnie w tych procesach powstały minerały, które teraz naukowcy identyfikują na powierzchni ziaren pyłu z planetoidy. Co ciekawe, wiele z tych minerałów powstaje w procesie odparowywania ciekłej wody z powierzchni ciał niebieskich.
Jakby tego było mało, inne zespoły naukowe były w stanie zidentyfikować związki chemiczne, które są prekursorami licznych aminokwasów. Oznacza to, że ciało, z którego oderwała się planetoida posiadała zarówno wodę w stanie ciekłym, jak i składniki niezbędne do powstanie życia. Zniszczenie tego obiektu jednak przerwało te wszystkie procesy. Na tym, nienazwanym obiekcie, życie już nie miało okazji się rozwinąć.
Źródło: Nature
W stronę Ziemi zmierza odkryta niedawno planetoida
To chyba najgorętszy temat ostatnich kilku dni. Gdzie nie spojrzeć, wszelkie media informują, że pod koniec grudnia naukowcom udało się odkryć planetoidę, której trajektoria zabierze ją za kilka la stosunkowo blisko Ziemi.
Mowa tutaj oczywiście o planetoidzie skatalogowanej pod numerem 2024 YR4. Obserwacje prowadzone z Obserwaorium El Sauce w Chile wskazują, że obiekt ten może mieć rozmiary od 40 do 90 metrów.
Nie jest to zatem obiekt szczególnie duży, aczkolwiek trzeba pamiętać, że nawet obiekt o średnicy 18 metrów potrafił narobić kłopotów, gdy wszedł w atmosferę ziemską nad Czelabińskiem kilkanaście lat temu.
Wstępna ocena trajektorii lotu 2024 YR4 wykazała, że obiekt ten porusza się po wydłużonej orbicie, po kórej okrąża Słońce raz na cztery lata. Co więcej, pierwsze oceny trajektorii jeszcze bazujące na bardzo krótkim łuku obserwowanego ruchu planetoidy wykazały, że istnieje ryzyko uderzenia planetoidy w Ziemię 22 grudnia 2032 roku. Ryzyko oszacowano wtedy na 1,6 proc.
Aktualnie planeoida oddala się od Ziemi i zbliży się do niej ponownie w 2028 roku.
Z jednej strony oczywiście ryzyko wynoszące 1,6 proc. jest wysokie. Z drugiej jednak należy pamiętać, że dokładność prognozowanej trajektorii będzie rosła i z każdym dniem ryzyko uderzenia w Ziemię będzie spadało.
Oczywiście, gdyby planetoida uderzyła w duże miasto, najprawdopodobniej by je zmiotła z powierzchni Ziemi, ale w skali globalnej “naszemu gatunkowi nic by nie zagrażało.
Warto także pamiętać, że kiedy odkryto planetoidę Apophis, naukowcy dawali jej aż 2,7 proc. ryzyka uderzenia w Ziemię, a dzisiaj na 5 lat przed przelotem wiemy już że zbliży się ona do Ziemi na 31 600 kilometrów. Ryzyko jej uderzenia w Ziemię nie istnieje.
Pierwsze obliczenia trajektorii lotu 2024 YR4 wskazywały, że planetoida przeleci ok. 130150 km od Ziemi, ale niepewność była na tyle duża, że obejmowała także uderzenie w Ziemię. Standard jest taki, że astronomowie zabierają się za szczegółową analizę wszelkich obiektów, których prawdopodobieństwo uderzenia w Ziemię przekracza 1 proc., a rozmiary sprawiają, że może doprowadzić do lokalnych zniszczeń.
Naukowcy mają teraz jeszcze czas do połowy kwietnia, aby uważnie obserwować planetoidę, zanim stanie się ona zbyt ciemna. Po tym czasie kolejna okazja na obserwacje i precyzowanie orbity nastąpi dopiero w 2028 roku, gdy planetoida znów się do nas zbliży. Potem mamy już 2032 rok, czyli kluczowy dla tego przelotu.
Już teraz jednak nowe pomiary wskazują, że ryzyko uderzenia w Ziemię obiektu tego konkretnego obiektu jest coraz mniejsze. Informacje o przerażającej planetoidzie pędzącej w stronę Ziemi można spokojnie odłożyć na półkę.
—
I to już wszystko na dzisiaj. Jeżeli dotrwałeś/aś do końca, to… naprawdę masz sporo czasu w weekend :)) Wyłącz komputer i idź na spacer. Kosmos nie ucieknie.
Miłego!
radek
A propos wątku o „Człowiek chce eksplorować przestrzeń kosmiczną, ale się do tego nie nadaje” — dużo o tym ostatnio myślałem a propos jednego przeczytanego sci-fi, o tym też napisałem ostatni newsletter, a teraz Ty o tym piszesz... Dziwne uczucie widzieć zupełnie przypadkiem ten sam temat u kogoś innego :o jakbyśmy myśleli o tym samym, w podobnym czasie.
Dzięki za chłodne podejście do tej „niszczycielki miast”, w mediach jest zdecydowanie za dużo katastrofizmu :P
A to w gazetach nie pisali, że od tej planetoidy to wszytscy zginiemy? Ja już wydziałem, ze "NIczczycielem miast" ją nazwali...