Wyślijmy w końcu jakąś sondę do Urana i Neptuna
Nie można tak zaniedbywać swojego bezpośredniego otoczenia.
Już od ponad 35 lat żadna sonda nie zbliżyła się nawet na trochę do żadnego lodowego olbrzyma na obrzeżach Układu Słonecznego. Co więcej, jedyną sondą, która tego dokonała była sonda Voyager 2. To wprost niewyobrażalne, że w całej historii eksploracji przestrzeni kosmicznej te dwa potężne, fascynujące globy znajdujące się praktycznie na naszym podwórku zostały odwiedzone raz. Każda z tych wizyt była naprawdę krótka. W 1986 roku Voyager 2 śmignął 81500 km od chmur Urana, aby trzy lata później przelecieć 4800 km nad północnym biegunem Neptuna. To wszystko. Kilka zdjęć i do widzenia. Od czasu do czasu pojawiają się pomysły wysłania porządnego orbitera, który wejdzie na orbitę jednej z tych planet i pokaże nam jak ona i jej księżyce naprawdę wyglądają. Projekty te są jednak kasowane już na etapie koncepcji, bardzo często ze względu na ich koszty i inne priorytety agencji.
W najnowszym artykule naukowym jeden z badaczy przekonuje, że wcale nie musi tak być. Owszem, jeżeli nadal będziemy planowali dużą, poważną misję do jednego czy drugiego lodowego olbrzyma to… będziemy ją planowali. Jakby nie patrzeć NASA ma teraz co innego na głowie: program Artemis pochłania dziesiątki miliardów dolarów, misja przywiezienia próbek gruntu z Marsa również będzie niezwykle kosztowna. Na Urana i Neptuna nigdy nie będzie wystarczająco dużo pieniędzy.
Problem jednak w tym, że już wkrótce pojawi się takie ustawienie planet, że wysłana z Ziemi sonda będzie mogła skorzystać z asysty grawitacyjnej ze strony Jowisza, dzięki czemu mogłaby stosunkowo szybko dotrzeć do obu planet. Sondę trzeba jednak przygotować jak najszybciej. Autor opracowania przekonuje zatem, że naukowcy powinni postawić na prostą i tanią misję. Droższe, bardziej skomplikowane mogą przyjść później. Jeżeli jednak chcemy jeszcze lodowe olbrzymy zobaczyć z bliska w ciągu najbliższych dwóch, trzech dekad dobrze by było wysłać nawet prostą misję już teraz. Wyobraźcie sobie sondę, która miałaby kilka instrumentów naukowych na krzyż i dobrą kamerę do fotografowania planet i ich księżyców. Więcej, wyobraźmy sobie dwie proste misje, które nie uszczupliłyby znacząco budżetu NASA, a które za jakiś czas dostarczyłyby na Ziemię wyraźne zdjęcia chmur obu planet i powierzchni ich fascynujących księżyców. Niskim kosztem zrewolucjonizowalibyśmy naszą wiedzę o tych fascynujących globach. Pytanie jednak, czy ktoś taki pomysł podrzuci NASA w najbliższych latach. Oby!
Swoją drogą…
Wczoraj minęła okrągła pięćdziesiąta rocznica startu misji Apollo 17. Dokładnie 7 grudnia 1972 roku z Przylądka Canaveral na Florydzie wystartowała rakieta Saturn V na szczycie której znajdowali się Eugene A. Cernan, Ronald E. Evans oraz Harrison H. Schmitt (pierwszy geolog, który poleciał na Księżyc). Była to ostatnia misja załogowa na Księżyc. Od jej zakończenia człowiek już nigdy więcej na Księżyc nie poleciał. Kiedy poleci ponownie? Tego, jak na razie nie wiadomo. NASA zarzeka się, że będzie to w 2025 roku, ja zarzekam się, że będzie to później.
Rzućmy okiem na te dwie dziurki w Marsie
Powyższe, dwa niewielkie otwory w piaszczystej powierzchni Marsa zostały wykonane odpowiednio 2. i 6. grudnia. Łazik Perseverance właśnie z nich pobrał próbki piaski i pyłu nawianego w to miejsce z pobliskiej wydmy. Obie próbki zostały już szczelnie zamknięte w metalowych fiolkach, które być może w kolejnej dekadzie trafią na powierzchnię Ziemi. To w sumie zdumiewające. Piasek leżał sobie na Marsie przez miliony lat i cały ten piasek na zdjęciu powyżej będzie to robił przez kolejne miliony lat. Te jednak szczęśliwe ziarenka, które zostały wyciągnięte z tych dwóch otworów zostały zamknięte w ciemnej, szczelnej tubce i po raz kolejny zobaczą światło już z powierzchni innej planety. Być może personifikacja piasku to przesada, ale wciąż brzmi to fascynująco.
A właśnie!
Po kolejnej już zmianie terminu start rakiety Falcon 9, która w drogę do Księżyca wyniesie japoński prywatny lądownik Hakuto-R, na którego pokładzie znajduje się arabski łazik Rashid, aktualnie planowany jest na niedzielę 11 grudnia o godzinie 8:38 polskiego czasu. Tego samego dnia zatem coś na Księżyc wystartuje i coś z Księżyca wróci. Właśnie wtedy na Ziemię ma wrócić kapsuła Orion, kończąc tym samym misję Artemis 1, o której już napisałem tutaj i tak za dużo.
Dobra, na koniec w sumie śmieszna ciekawostka :)
W Wielkiej Brytanii istnieje firma, właściwie startup, o nazwie Stellar Frontiers. Ów startup z założenia ma łączyć osoby prywatne chcące polecieć w kosmos z firmami świadczącymi takie usługi (SpaceX, Virgin Galactic, Blue Origin itd.). Jeff Foust, dziennikarz z portalu SpaceNews zauważył na stronie startupu coś osobliwego.
No sami pomyślcie, chcecie polecieć w kosmos, wchodzicie na stronę firmy, która wam to załatwi. Jakiej grafiki spodziewacie się na takiej stronie? Mnie na myśl przychodzą unoszący się na pokładzie kapsuły załogowej astronauci zachwyceni stanem nieważkości.
Ale nie…
Stellar Frontiers na swojej stronie ma zdjęcie… eksplodującej podczas startu rakiety Antares. Faktycznie, atrakcyjne! Dwa bilety poproszę. Aha, żeby było śmieszniej firma podpisała to zdjęcie wskazując, że rozTrzaskała się tutaj, właściwie wybuchła rakieta Starship. No cóż, to dopiero startup, może prowadzony jest przez nieopierzonych młodych biznesmenów. Miejmy nadzieję, że się nieco bardziej ogarną, zanim zaczną faktycznie oferować swoje usługi. :)
Miłego dnia!
Radek
Oj tam, że eksplodująca przy starcie rakieta - efektowne zdjęcie, to usługa się sprzeda ;-)
Potencjalni klienci raczej są spragnieni mocnych wrażeń, więc? ;-)
Sondy
Mówiąc całkiem szczerze to, czemu oglądamy się tylko na NASA? Jest na Ziemi sporo innych kosmicznych agencji "badawczych". OK, NASA ma największe doświadczenie, ale... tu chodzi o pieniądze, więc takie misje może ufundować dowolna agencja, a nawet ich grupa. NASA może służyć tylko wiedzą i doświadczeniem nie partycypując w kosztach... Zresztą ESA czy JAXA też mają niemałe doświadczenie w dalszych misjach.
Apollo/Artemis
Nieistotne, kiedy wrócimy na "Srebrny Glob". Ważne jest to, że wszystko na razie wskazuje na to, że będzie to taki program "Apollo Bis". NASA maluje nam przed oczami świetlaną przyszłość, stałą obecność człowieka na Księżycu, ale jej działania wcale na to nie wskazują. Nie ma nic, począwszy od założeń dla SLS (zaprojektowany jako jednorazówka), poprzez zawirowania wokół Gateway, a skończywszy na sposobie wykorzystania lądownika Starship, co by wskazywało na możliwość dłuższego pobytu człowieka na naszym naturalnym satelicie.
StartUp - Bez komentarza... witki opadają.